środa, 4 marca 2009

chcę się z tobą bawić w chowanego

Myję okno. Pierwszy raz w życiu uświadamiam sobie, że te biedronki między framugami wcale nie zapadły w sen zimowy. Wczesna wiosna działa destruktywnie. Nie można się cieszyć z destrukcji- mówiłeś. Pokochałam więc zimę, bo ona zakrywa przykrywa zniszczenie. Poza tym osobiście nie lubię wiosny, bo podczas slalomu wśród miliona zakochanych, łatwo zgubić tę drugą rękę. Ale wiosna zadziałała.


Spędziliśmy ze sobą jedną z najbardziej wyszukanych nocy. Wyszukaliśmy dla siebie kawałek drabiny, kawałek krzesła, kawałek posadzki. Szukaliśmy się na strychu i pod podłogą, w każdej szufladzie i w dyspenserze do wacików, pod prysznicem, na kolanach i po omacku, w światłach rzucanych na ścianę przez przeźrocza i w głosie zza ściany.

Mówiłeś, że życie nie może być wysadzane kamieniami od Swarovskiego.

A ja, że moje jest wysadzone, przez kurę wysadzone w powietrze. Hand's up. Nie chciałam takiego życia. I znowu miałam ochotę się zgnoić do końca. Wybiegłam.


W niebie będzie dużo miejsca dla naszych gołębi- tak mówiła mama, kiedy histerycznie reagowałam na widok rozjechanych ptaków, biegłam przed siebie i starałam się nie myśleć o niczym. Miałam wtedy 5, 6 lat, może mniej, może więcej, zresztą nie wiem, czy wiek odegrał jakiekolwiek znaczenie. Do tej pory reaguję histerycznie.


Chłód ulicznych latarni miasta królów polskich wtłaczał w nozdrza późnonocne, alkoholowo- deliryczne powietrze. Ludzie przygnębienie i ludzie ekstaza, wychodzili ze wszystkich kamienic z drabinami na plecach, żeby zbudować nową wieżę Babel.

Mieszają się słowa i znaczenia.

To jak miałeś na imię?


Nazwa jest w tym wypadku obojętna. Żadna metafora nie zagra. M. Hłasko