środa, 18 lutego 2009

proces(to i)owo

[...] oczy panny Montag ustawicznie były skierowane na jego usta. Przywłaszczyła sobie w ten sposób z góry władzę nad tym, co dopiero miał powiedzieć.
Franz Kafka, Proces (rozdział IV: Przyjaciółka panny Brüstner)

przerwa w przedstawieniu. absolutna cisza na widowni. odwracam głowę w lewo. aniog i plastek cicho pochrapują.
- miśki, idę na faję.
zaczynam się śmiać i przeskakuję przez ich kolana. ja nie mogłabym zasnąć na takim spektaklu. zresztą, nie mogłabym zasnąć na żadnym, ale na tym to już szczególnie.
po przerwie. siedzieliśmy trochę za blisko. aniogowi nie chciało się wysilać, ale ja dostałam zeza rozbieżnego. nie lubię siedzieć po tej stronie sceny, ale tak jakoś… jakoś tak wychodzi. może tak właśnie ma być.
przy ukłonach.
- ej mała, ten ciemny koleś wygląda, jakby miał na imię mateusz.
- oszalałaś!? dlaczego zawsze zakładasz, że każdy niezły ziomek ma na imię mateusz?

ha. no bo ma.

piątek, 6 lutego 2009

kiedy wypadnie mi mój mleczny mózg?

„Wypadnie, wiem to na pewno. Przeczuwam.”

Wypadną mi ferie z kalendarza na rok 2009. Wyrwę 7 kartek z terminarza i wrzucę je do koperty z napisem „Anulacje”. Albo założę nową- „Sesja poprawkowa”. Chociaż nie wiem, czy jest sens. W rozliczeniu rocznym i tak nie będzie to miało żadnego znaczenia. Bo nie będzie żadnych rozliczeń.

Wypadnie mi okres. Tak przeczuwam, bo przy sposobie życia i odżywiania, który preferuję, to często tak wypada.

Wypada mi posprzątać w pokoju. Zadbać o paznokcie, spać przynajmniej 6 godzin na dobę, zacząć się uczyć i robić śniadania, przywiązywać większą wagę do tego, co mówię i na kogo patrzę. I nie zapomnieć przypadkiem o 19. lutego.

Może kiedyś wpadnę. Lubię niespodzianki. Byleby nie za wcześnie. Mówią, że to błogosławieństwo, ale zapchałam sobie uszy watą i udaję, że nie słyszę.

I ty. Wpadniesz, wypadniesz. I znowu będzie cicho i pusto. Przynajmniej chcę, żeby tak było.


Wypadnie, wiem to na pewno. Przeczuwam. Jak dobrze, jak dobrze nie znać przyszłości.” A.


niedziela, 1 lutego 2009

pachnie śniegiem i mielonymi

Eska Rock na długich, w Krakowie 107.00. Dosyć już na dzisiaj eski, dosyć rocka. Bardziej znośne byłoby już to Twoje downtempo, ale dla zasady nie włączę, nie włączę nawet Bonobo, nawet Ilara. Wiesz przecież, że mam zasady. Wiem, co myślisz. Gdyby Ania była na mieszkaniu, to może bym nawet włączyła, żeby zrobić jej na złość. I nie dlatego, że się mamy dość. To dlatego, że za bardzo się akceptujemy.
Dosyć już sesji, pink elephantów, ograniczeń, bletek, dobrego wychowania, telefonów od menadżerki, szukania zapalniczki w poprutej poszewce, rozmrożonych kotletów, teologii pastoralnej, pump my ride i wydłużonej listy spisanej ołówkiem z nagłówkiem "po sesji".
Na zewnątrz któryś z kolei śnieg.
Czekam na następną zimę, bo z tej to już nic nie będzie.

Czekam tak od przeszło godziny i nudzi mnie to czekanie. Ręce, paznokcie, laptok, elektryk, ruski szampan na ścianach, drumms, zapach lakieru, werbel, 93 bpm. Słyszę, trochę za cicho, ale ze dobrze już znam te dźwięki, żeby udawać, że wcale nie wydobywają się spokojnie z głośników, roznosząc się złośliwie po całym pokoju.

Breathe in the future, breathe out the past
Savour this moment as long as it lasts

Może i masz rację, może i nie mam zasad.