sobota, 11 grudnia 2010

dwa i pół słoika śledzi

Wszyscy odchodzimy z tego świata zbyt wcześnie
José Saramago

Podłoga pełni rolę szafy, łacina na krześle, rozum na suficie. W pokoju obok krzyki i głośna muzyka. Czuję kakofonię między moją sterylną ciszą, a tamtą radosną przestrzenią. Czuję kokę i kofeinę. Kreski nie układają się w żadne obrazy. W uszach gra mi wspomnienie ambientu i IDM. Ech, Jon.

Ej, wiesz co? Za parę lat oni będą zarabiali grube tysiące, a my ledwo wiążąc koniec z końcem, będziemy z łezką w oku wspominały nasze piątkowe wieczory nad angielskim w biznesie, Dominikiem Merlinim i łacińskimi przysłowiami.

Lethal injection.
To tylko chlorek potasu – mówisz, a do mnie niewiele niewiele dociera, tylko jestem coraz dalsza, coraz chudsza i coraz bardziej śpiąca. Dawki są tak małe, że niby tego nie odczuwam, ale regularnie wstrzykiwane spłycają oddech. Przesyt. Na głowę zwala mi się sufit. Nie mogę poradzić sobie z odpowiedzialnością za siebie, a co dopiero za kogokolwiek innego. Dobrze wiesz, że to nie tak, nie teraz i nie tutaj. Nawet, gdybyśmy mieszkali pod jednym dachem, byłabym zbyt daleko. Nawet nie wiesz, ile mnie to kosztuje. Bardzo chciałabym przytyć.

Chodź na piwo.


Dość, mówię. I to „dość” cholernie boli, ten chlorek potasu i ten przesyt. Nie jestem i nigdy nie byłam lekarstwem na problemy i nieułożone myśli. Nie widzisz, że sama się gubię? Gubię przystanki i rękawiczki, popielniczki i samoloty z gazet, zapominam hasła na swoje konto, budzę się 3 godziny po odjeździe autobusu, wycieram łzy papierem toaletowym, mam harmider w szafie na podłodze, nie chcę zmywać garnków ani mówić głośno, mam różową piżamę i tak krótkie włosy, żebyś mógł ich nie lubić. Dość już tego umierania, myślę. A myśli związane w supły wiszą jak baloniki z helem nad zwalonym sufitem.

gówno warta
żałoba po tej mnie
która już umarła


Więc za czym tak tęsknisz?