poniedziałek, 6 września 2010

when i get over you

Opowiadamy historie. Historii możliwych do opowiedzenia jest nieskończenie wiele. Każda z tych historii posiada swój początek i swój koniec.

http://www.youtube.com/watch?v=uS3G7HzDjmY

Minęłam cię ostatnio biegiem na ulicy. Nie przeszłam na drugą stronę, nie opuściłam wzroku, wyprostowałam się tylko, podniosłam głowę do góry i uśmiechnęłam się do siebie. To było najdłuższe 10 sekund mojego życia. I jedna z najlepszych chwil satysfakcji, jaką mogłam sobie tylko wyobrazić. W końcu ziściło się to, o czym marzyłam od tak długiego czasu, w końcu już jestem pewna, w końcu tak prawdziwie wolna od sentymentalnych obrazów. Teraz już nie pod nosem, ale całą sobą śpiewam:

you won’t recognize me when I get over you

Nie płacz więc już więcej. Nie używaj dumnych słów. Nie użalaj się nad sobą i nie czekaj uparcie na świt. Nie oglądaj się na mnie i nie oglądaj moich zdjęć ani zdjęć, które robię. Nie czytaj starych mejli. Nie słuchaj mojej muzyki. Nie dzwoń z życzeniami dobrego życia. I znaj mnie tylko i wyłącznie taką, jaką miałam okazję być wtedy.

A dla siebie znajdź jakąś trudniejszą drogę, cierpienie jest za wygodne i zbyt konformistyczne, jak na chłopca z ambicjami.

I pokaż, chociaż już nie mnie, że Twoje życie może być czymś więcej, niż podłym rozczarowaniem.

Zdarzają się jednak historie bez początku i bez końca. Takie historie nie chcą być historiami właśnie, bo ani się zacząć nie chcą, ani skończyć, ani, co gorsza… dziać.

czwartek, 2 września 2010

anything more

Świt przynosi jedynie spuchnięte powieki. Nie ma cię, wyszedłeś dawno przed świtem. Przecież widziałam i wiem, ale sama przed sobą udaję głupie zdziwienie. Zdziwienie nie może być głupie, myślę sobie, jedynie fałszywe, a fałsz nie jest głupotą. Umiejętny fałsz nie jest głupotą. Więc umiejętnie fałszuję oczywistość i udaję zdziwienie.

Dlaczego kłamiesz?
– spytałeś wczoraj wieczorem.

Nie kłamię. Omijam fakty, o których nie muszę mówić. Omijam to, czego nie zrozumiesz, a cała ta reszta, to do bólu szczerząca brudne kły brudna prawda. A wszystko poza tym, te insynuacje, splądrowane informacje, te międzywersy, imaginacje i zrostki – to już dzieło twojej populistycznej wyobraźni.

Gubię się w słowach. Myślę więcej, niż powinnam. Gubię się w uczuciach. Udaję, że cokolwiek czuję. Wtulam nos w twoją bluzę. Ale to znaczy tyle, co lubiętenzapach,bodopraniadodałeśpłynudopłukaniatkaninzFM. Uśmiecham się do ciebie, ale mogłabym się uśmiechnąć do każdej innej osoby na ziemi, bo w tym momencie mam na to ochotę. A ciebie to… to nawet polubić nie potrafię. Jesteś przystankiem na żądanie, biletem na okaziciela, legitymacją dziennikarską, płatkami na Boże Ciało, przejściem dla vipów, głową od parady i urwaniem głowy.

Niczym więcej? – pytasz.
Niczym mniej.

Świt przynosi jedynie spuchnięte powieki. A i to też nie cała prawda.