wtorek, 3 listopada 2009

był włochem z pochodzenia

Zaczekaj - powiedziałaś i czas zaczął przesuwać się po osi wideo w nieco innym tempie. Pamiętasz? Zastygł?





Trochę się zmienił. Włosy zaczął stawiać na żelu i ubierać te dziwne ciuchy. Na śniadanie jadł kurczaka z piekarnika, a o obiadach zapominał. Zrobił sobie tatuaż w kształcie gwiazdy na prawej kostce. Nie jesteście już moimi przyjaciółkami - powiedział, odwrócił się przez lewe ramię i uciekł z jakimiś kolesiami w czerwonych kapturach. Nie mogłyśmy się powstrzymać od śmiechu. Tyle o nim słyszałyśmy. Czyli zastygł.

Miał na imię Harry. Był całkiem przystojny, jak na faceta. Włoch z pochodzenia, Słowak z urodzenia, a prawem ziemi Amerykanin. "Ameryka, chopie!!!" krzyczał, oglądając ważne wydarzenia sportowe. Nie lubię sportu- mówiłam, ale on siadał obok, przytulał i mówił: "Oglądaj tylko, nie musisz rozumieć". A potem ci ludzie w czerwonych kapturach. Nie było nam smutno. Tylko inaczej.

Pewnie dlatego czas tutaj ma zupełnie inny wymiar. Pulsuje, krwawi i opada na ziemię paralitycznymi ruchami.

czas zamilkł tak nagle zwyczajnie odszedł i stracił kolor szarzeje słowo z czerwonej przepony idź już szarzejesz i ty idioto zostaw ka mie nie odejdź już z kołem na sznurku pod płotem paznokciu z lateksu i kasie z peweksu w literze moro bo inny czas i inne ja ma w sobie już twój kolor bo inny czas i inne ja twój kolor w sobie ma

Harry, gdybyś wiedział...

Całe to dzisiaj wydłużyło się nieproporcjonalnie. Mitologia dziewiczo dziś nietknięta. Profesor Włodarski będzie zły. Telefony nie słuchają M. A on mnie.

Jeśli będziecie widzieli gdzieś Harrego, dajcie znać, ostatnio widziano go pod Krakowem. Bo tak nie można dłużej żyć.

niedziela, 1 listopada 2009

3 pory roku



suknia ślubna
Nie było żadnych niepotrzebnych gości ani rodziny. Nie było nawet pana młodego, bo i on nie pasowałby kolorystycznie. Jesteś królową śniegu? Jedynym niepasującym kolorem była czerwona szminka, kupiona na jakimś podrzędnym stoisku. Starła się zresztą trochę za szybko, pozostawiając ślad na policzku przystojnego księdza. Nie miała welonu. Nie jestem już dziewicą – mówiła słodko i uśmiechała się do gości, którzy o niego pytali. To było 2 tygodnie temu. Na weekend przyjechałam do domu. Tak jak stałam, w nowych krakowskich kozakach i pseudoskórzanej, czarnej stylowj kurtce, chwyciłam za łopatę i kolejną godzinę spędziłam na poszukiwaniu kolorów pod grubą wartswą bieli, żeby móc dostać się do domu. O, Królowo...

przyjęcie weselne
Dzisiaj za to, zaraz po przyjeździe wzięłam leżak, wyłożyłam się w ogrodzie i wystawiłam twarz do słońca. W Rużomberku piękna jesień, ciepło i żółta piłka. Mówią: wracaj. A mi dobrze na tym leżaku z Mitologią Parandowskiego w ręce. Podali kapary i sex on the beach, mówiłam, że jestem uczulona na pomarańczowy sok, Królowa uparła się, że nic mi nie będzie. I tak minął wieczór i poranek, dzień drugi.

noc poślubna
„Dobranoc Marku, lampę zgaś”- powiedziała cicho Królowa. Nie było dla nas miejsca. Rozłożyliśmy jej suknię jako prześcieradło i położyłyśmy się w przyjemnym zimnie i wilgoci. Łapałyśmy w usta białe płatki, śmiejąc się do rozpuku. Nazajutrz jakiś pan trącał nas delikatnie laską, ale my... Ale my już o tym nie mogłyśmy wiedzieć.

A dzisiaj znowu wiosna.