wtorek, 5 kwietnia 2011

but I pray for you

Pamiętam, że trzymałam się kurczowo rury w tym podmiejskim autobusie. Nie miały znaczenia te pola za oknem, a mój ciężki plecak chyba na chwilę przestał istnieć.

Czułam się zawstydzona tym twoim spojrzeniem i bałam się podnieść głowę, bojąc się chyba, że znowu mogę je spotkać. Nie wiedziałam wtedy jeszcze, że za parę lat będę na kolanach, że za parę lat na kolanach, że za parę lat, że na kolanach, że za parę lat będę na kolanach modlić się o to, żebyś popatrzył na mnie tak, jak wtedy. Ale wtedy istniało jako teraz.

Więc mam te swoje niespełna 18 lat, pierwszy raz w życiu zadbane paznokcie, obejrzałam wciąż za mało filmów i poznałam wciąż za mało mądrych ludzi.
I nie potrafię nic powiedzieć.
Tylko od czasu do czasu podnoszę wzrok do góry, aby jak najszybciej przenieść go z powrotem na różowe paznokcie, rażona tą niebezpieczną dla oczu grą.


Teraz już niestety niewiele rzeczy jest mnie w stanie szczególnie zawstydzić. Nauczyłam się odpozorowywać uczucia i myć głowę w lodowatej wodzie, nie spać przez dwie noce albo spać dwa dni ciągiem, a ciężką torbę nauczyłam lewitacji. Nauczyłam się rozmawiać z mądrymi o mądrych rzeczach. Zdecydowanie jednak wolę wieczorny dresik z paroma butelkami wina i filmem o końcu świata. Nie kontroluję słów ani snów – moich ani niczyich innych. I cieszę się, że spotkałam cię wtedy, a nie teraz. Dzięki temu czasem się modlę.