środa, 6 października 2010

kraków płonie

To pewnie któreś z praw Murphy’ego, że dym z ogniska kieruje się zawsze w twoją stronę. Palenie jesiennych liści uspokaja. Spróbuj też kiedyś. Możesz nawet wpaść przy okazji do mnie, liści tu pod dostatkiem. Zresztą nie tylko. Stare notatki, niepotrzebne listy, brudnopisy, sny chowane po szufladach - tlą się specyficznym, zielonym płomieniem. I pachną goździkami i dziką różą.

Czas oprzytomnienia ma również swoje złe strony. Wczorajsze wzorce okazują się być rybimi ościami w omszałej puszce na śmietniku, przodownicy pracy kręcą się wokół własnej osi w pomieszczeniu pełnym luster, a wielkie ideały znowu sięgają bruku. I okazują się wcale nie być tak nieosiągalne, jak wydawało się jeszcze tak niedawno. I to do tego w taki sposób, że tylko głupcy chcą po nie sięgać. Tylko po co.
A mnie się to, mnie to się nie podoba.

- Co cię tak gna po świecie?
- To wszystko przez ten dym. W pewnym momencie, kiedy osiądziesz gdzieś na dłużej, zaczyna ci ciążyć. Sam zapominasz skąd ten smród siarki i łzawiące oczy. Zamiast wycierać nos rękawem, powiedz lepiej "do widzenia".
- Cholerna homo viator.
- Nie. Ja szukam przestrzeni. Bo podobno są przestrzenie między nami. Po prostu uczę się i uczę ciebie je zauważać. Jeśli nie zauważysz – przegrałeś. A ja i tak pójdę dalej, bo nie lubię ludzi, którzy każą stać w miejscu. Znałam paru takich.


Kiedy wyjeżdżałam tym żółtym autem przewozowym na A-czwórkę, odwróciłam się od niechcenia. Nie wiedziałam do tej pory, że nawet dobre wspomnienia mogą boleć. Cały Kraków płonął zimnym ogniem.