poniedziałek, 12 lipca 2010

aż do śmierci

Ty wysiadłeś pierwszy, podałeś mi rękę i mogłam zejść poważnie i dumnie po drewnianych schodkach mojej wyśnionej dorożki. Stangret uśmiechnął się cicho. Do kościoła, widziałam, wchodzili ostatni spóźnieni goście.
Miałeś na sobie brązowy garnitur, tak jak sobie to już dawno temu wymyśliłam i stary zegarek po pradziadku w prawej kieszeni. Z moją sukienką miałam większy problem. Jakiś miesiąc wcześniej, zaraz po wyjściu z salonu, pobiegłam kupić Ace i wybielałam ją przez 4 dni i 3 noce.
I tak wiedziałeś i ja wiedziałam i nie musiałam dodatkowo polewać jej wodą utlenioną ani roztworem benzydryny, żeby widzieć na niej krew moich poprzedniczek. Tych czarnych cieni bez imion i twarzy, tych cieni, o których ty nie chciałeś mówić, a ja nie chciałam słuchać ani słyszeć.

Włożyłam rękę do twojej kieszeni. Przed przekroczeniem progu kościoła kazałam Ci się zatrzymać.

Wybierając mnie, wybierasz piekło do końca życia. Każdego dnia, w każdej chwili – piekło. Kiedy rano się obudzisz będzie piekło i kiedy uda ci się wieczorem wrócić – też będzie piekło. Dlatego nie będziesz wracał często, boisz się ognia, boisz się gorąca, boisz się popatrzeć mi teraz w oczy. I wiesz, gdybyś w porę zgasił ten tlący się żar upokorzenia, gdybyś wtedy nie uciekł, gdybyś przyszedł z kanistrem czystej wody, nie byłoby ani teraz, ani nigdy później tego ognia i tego gorąca.

Widziałam w Twoich oczach pusty strach i przerażenie i wiedziałam, że nie masz w sobie tyle siły, żeby teraz się wycofać, jeśli nie zrobiłeś tego wcześniej. Teraz dla Ciebie było już na wszystko za późno: ci ludzie w tych ławkach i te pieniądze w kopertach, no i te butelki z wytrawnym białym winem zamiast kwiatów. To wszystko to było dla ciebie za dużo. Widziałam to w Twoim niepewnym kroku, w zbłąkanych oczach, w słowach przysięgi i w najbardziej gorzkim pocałunku na świecie.

Ci ludzie w ławkach płakali, szepcząc, że jeszcze nigdy wcześniej nie widzieli tak pięknej pary.

I ty też płakałeś.

Pierwszy raz w życiu widziałam, jak płaczesz. Nie że pociły Ci się oczy. Gorzko płakałeś gorzkimi łzami.

Więc ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską. I że ci nie odpuszczę, aż do śmierci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz