wtorek, 20 października 2009
jaka jest trzecia kapsułka?
„Z – boczona historia kina”, Sophie Fines (2006)
Mówię: jest ok. Mówię: jest cudnie. Mówię: mam dość. Jutro napiszę ci, że świetnie się bawię, a ty przecież mi uwierzysz. Pojutrze będę miała twoje myśli przy oknie i głowę niespełna rozumu. Też mi w to uwierzysz. Uwierzysz mi w to, bo nie wiesz, jak to jest być tutaj naprawdę.
Więc nie jest tak, jak miało być? Nie, nie jest. Czuję to przy każdym oddechu, czuję to w opuszkach palców u stóp, widzę to w twoich oczach pod stołem, mówi mi o tym ten miły pan w słowackim radio i tamta niemiła pani na wykładzie, która nie używa mikrofonu, bo 4 osoby w pierwszym rzędzie i bez tego słyszą ją doskonale. Reszta milczy, bo jej nie ma. Czuję to na zewnątrz, w tych ludziach, których nie znam dzień przed i nie poznaję dzień po. Czuję to w tych posiłkach na patelni, tych w biegu, w tych frytkach na starym oleju i w tej sałatce z serem, który bardzo chciałby być fetą.
Miałam wracać nad ranem z tysiącem twarzy przed oczami. Miałam mniej dawać i mniej być.
Ale ty byś mógł tego nie wytrzymać. I bez tego wytrzymujesz dużo.
Nie, nie jest tak jak miało być, a jednocześnie jest tak, jak być powinno. Potrzebowałam miesiąca, a nie dwóch lat na oswojenie. Więc co jest na rzeczy? Czego jeszcze? Jeszcze czego. Czyli tak ma właśnie teraz być.
Tylko czasem, wstając rano nie mogę uwierzyć w to, że to się dzieje naprawdę. To trochę tak, jak lekko przydługawy film za mgłą, którego nie możesz już znieść, ale koniecznie chcesz zobaczyć, jak się skończy.
czwartek, 8 października 2009
dieta cud
Wchodzę do pokoju, siadam przy komputerze i ze zdziwieniem stwierdzam, że czyjeś oczy wystają spod biurka. Oczywiście, zapomniałam ci ich oddać, zawieruszyły się gdzieś międzu rooterem i stertą książek. Dam ci je, to znowu zaczniesz widzieć.
Jezu, ale jesteś... chuda! Jak ty to robisz?
Nie masz czego zazdrościć. Nie zamieniłabyś się. Nie potrafię wstać rano z łóżka. I nie wiem, czy z tej bezsilności czy z tego braku siły. Codziennie rano wita mnie José González. Idziemy razem biegać. Czasem nawet, ćwicząc umiejętność podzielności uwagi oglądamy razem filmy. Potem zabieramy jeszcze kogoś i idziemy na dobrego, słonego drinka.
Kaszy używam do peelingu, jajek jako odżywki na włosy a ogórka z czekoladą jako maseczki na twarz. Czasem robię sobie mleczne kąpiele. Dziadek powtarzał, że nic się nie może zmarnować. Nie marnuje się, dziadku. Tylko za cholerę nie wiem, co zrobić z tą pieczenią z królika. Na razie wsadziłam do zamrażarki.
I co, nie chcesz nic zmienić?
To, co ja chcę, nie ma tu nic do rzeczy. Pamiętasz, ponad 2 lata temu znalazłyśmy dietę – cud. Chociaż żadna z nas jej nie potrzebowała. Obie karmiłyśmy się lodami i strachem. Teraz dodałam do tego trochę smutnych nocy i niechcianych poranków, 80 brzuszków co rano i stertę filmów do pooglądania. I całkiem słoną poduszkę. Sny chowane po kieszeniach. I niewypowiedziane słowa w torbie.
Lubię, jak widać kości biodrowe. Wiem, ty ich nie lubisz. Nie lubisz, jak widać więcej, niż być powinno widać.
Dość już o mnie. Co u ciebie? Jak będziesz w okolicy, to wpadnij. Na kolację zrobię ci będzie masaż o aromacie pieczeni z królika.
sobota, 3 października 2009
jutro tam pojadę
Zbieram się do powrotu od przeszło tygodnia. Wstaję od przeszło tygodnia każdego dnia z mocnym postanowieniem: „dzisiaj jadę”. I kładę się też z równie mocnym postanowieniem: „jutro na pewno tam pojadę”. I tak sobie jeżdżę. Po wino do Auchan. Na sesję zdjęciową. Do Krakowa i z powrotem. Do kina. I po wino do sklepu. Na bunkier i na taczkę, na balkon i po lakier do drewna.
Bilans? Zamiast dobrej opinii u wykładowców, ISICa za 16 ojro, gotowego planu zajęć, konta w Abacusie i knižnicy i niezgadnęjeszczeczego mam sesję. Zdjęciową. I coraz mocniejszą głowę. Pomalowaną na czerwono taczkę i parapety, polakierowany zestaw balkonowy, zniszczone ręce i zielone niebo nad łóżkiem. Posegregowane, gotowe do wywiezienia śmieci. Matiego 28, a nie 160 km stąd. I mnóstwo pomysłów na to, co bym zrobiła, gdybym... nie musiała tam wracać.
Dzisiaj położę się wcześniej. Jutro na pewno tam pojadę.
PS "Królik jest wporzo" by moja babcia.