czwartek, 2 września 2010

anything more

Świt przynosi jedynie spuchnięte powieki. Nie ma cię, wyszedłeś dawno przed świtem. Przecież widziałam i wiem, ale sama przed sobą udaję głupie zdziwienie. Zdziwienie nie może być głupie, myślę sobie, jedynie fałszywe, a fałsz nie jest głupotą. Umiejętny fałsz nie jest głupotą. Więc umiejętnie fałszuję oczywistość i udaję zdziwienie.

Dlaczego kłamiesz?
– spytałeś wczoraj wieczorem.

Nie kłamię. Omijam fakty, o których nie muszę mówić. Omijam to, czego nie zrozumiesz, a cała ta reszta, to do bólu szczerząca brudne kły brudna prawda. A wszystko poza tym, te insynuacje, splądrowane informacje, te międzywersy, imaginacje i zrostki – to już dzieło twojej populistycznej wyobraźni.

Gubię się w słowach. Myślę więcej, niż powinnam. Gubię się w uczuciach. Udaję, że cokolwiek czuję. Wtulam nos w twoją bluzę. Ale to znaczy tyle, co lubiętenzapach,bodopraniadodałeśpłynudopłukaniatkaninzFM. Uśmiecham się do ciebie, ale mogłabym się uśmiechnąć do każdej innej osoby na ziemi, bo w tym momencie mam na to ochotę. A ciebie to… to nawet polubić nie potrafię. Jesteś przystankiem na żądanie, biletem na okaziciela, legitymacją dziennikarską, płatkami na Boże Ciało, przejściem dla vipów, głową od parady i urwaniem głowy.

Niczym więcej? – pytasz.
Niczym mniej.

Świt przynosi jedynie spuchnięte powieki. A i to też nie cała prawda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz