piątek, 28 stycznia 2011

half life

Nie pukam.

Ona półleży na środku pokoju, nogi wyprostowane, wsparta na łokciach, masturbuje się słowami. Czuję się, jakbym znalazła się nagle w przedwieczornym lesie podczas burzy. I znowu słyszę, że

on, on, on, on…


Są przyjemności, które bolą – mówi po chwili. Nic nie odpowiadam, podchodzę do lustra z zamiarem zrobienia czegoś ze swoim życiem. Muszę wyjść za 3 i pół minuty, a moja twarz przypomina wzgórza Ojos del Salado zaraz po erupcji. Włosy od 3 dni nie widziały grzebienia, a paznokcie po porannym myciu garnków straciły swój różowy urok.

Ojos del Salado jest obecnie nieczynny
– mówi znów ona, patrzy się na mnie z ukosa i zgina nogi w kolanach. Odkładam maskarę i siadam na krześle.

Czuję się tak, jakby wszystko, co robię, było tylko i wyłącznie zapełnieniem czasu. Planuję każdą godzinę, żeby broń Boże nie wyjść poza mój schemat, ten idealizm do cna i żeby położyć się przed 24. To wegetacja, próżna i płocha. I żyję tak obok siebie i czekam na coś, co może nigdy nie przyjść.

Po co to robisz? – pytam. Czuję swąd skrzenia na synapsach.

Żeby… Żeby, tylko się nie śmiej, to głupie, ale prawdziwe, żeby… jeśli on się nagle pojawi, nie zastać go z dołami pod oczami i z nieogolonymi nogami, bez planu na przyszłość i bez grosza w kieszeni. Żeby on mógł być tylko elementem, ozdobą do mojego życia, a nie jakąś tam ważną częścią. Żeby widział mnie uśmiechniętą i samodzielną i żeby…

Nie zaplanujesz sobie życia – mówię bez przekonania. Patrzę na zegarek. 5 minut temu miałam już wyjść. Uśmiecham się do siebie. Nie zaplanujesz sobie życia – mówię po prostu, nie chcąc już dzisiaj nic wartościować.

W odtwarzaczu ustawiam Half Life Imogen Heap i wychodzę. Z twarzą śmierci i z paznokciami grabarza. Z dołami pod oczami i nieogolonymi nogami, bez planu na przyszłość i bez grosza w kieszeni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz