sobota, 17 grudnia 2011

samba przed rozstaniem

"bezlitosna, płowa pustka
mam spękane suche usta"

Odliczamy. Pół grama dla ciebie, pół dla mnie, pół dla niego, pół na potem. Nad ranem toczymy mity utytłanych wyobrażeń, z których tylko śmiech i lament. Odprowadzasz mnie pod drzwi kamienicy. Dlaczego zawsze mieszkasz na ulicach obleczonych nazwiskami wieszczów..?
6. rano łączy w sobie i czas rodzenia i czas umierania. Po ulicach zataczające się mary nieco wczorajszego smaku i gustu wirujące w tangu ze świeżo wykąpanymi postaciami w garniturach z teczkami w rękach. Zaraz pewnie z tej czerni obudzi się biel. W ten sam sposób tłumaczę sobie swoją aparycję. W dzieciństwie kazałam mamie pokazywać plastikowe bransoletki ze szpitala. Dzisiaj jestem chyba jednak trochę bardziej ufna.

"płonę, płonę, płonę, płonę zimnym ogniem czarnych słońc"

Lubię ten czas. Najchętniej ze strony tych czarnych krawatów, by z pogardą móc mijać całą tę resztę. Ale wiesz, w dzień taki jak ten, to raczej te wymuskane panie przyprawiają mnie o mdłości. Zresztą, nie tylko one.
O jak dobrze, że nie ogoliłam nóg.

2 komentarze: